środa, 25 lutego 2015

Pocztówki znad Nilu



Dlaczego znowu post na temat Nilu? Przysłowie egipskie mówi, że Egipt to Nil, a Nil to Egipt. A ja po powrocie z Egiptu nadal myślę o Egipcie, śnię o Egipcie, marzę o Egipcie. (Inna sprawa, że w ciągu dwóch ostatnich tygodni zdążyłam już wejść na ścieżkę planowania samodzielnej wyprawy zimą do Tajlandii, letniego wyjazdu do Chin na 3-tygodniowy tramping, krótkiej wycieczki do Turcji lub Chorwacji oraz wakacji 2015 w Bawarii i Tyrolu…)

Tym razem nie chcę się wymądrzać na żaden temat. Chcę tylko pokazać trochę fotek znad Nilu i zająć się jego poetyczną stroną. Pisać o kolorach wody i nieba, sylwetkach wydobywanych przez światło i mrok z lśnienia nurtu i z chaosu nabrzeża. Zaczynam więc odliczanie po arabsku (po coś się tego na wycieczce wykułam pod groźbą oberwania w pośladki trzciną, prawda?): ŁAHE! ETNE! TALATA!  Oto nasz Nil od świtu do nocy…

Zaczęło się od balonów. Ale bez nas - na lot balonem jeszcze przyjdzie czas. Teraz, w Egipcie, mieliśmy i bez tego multum atrakcji, wśród których wiele było dla nas zupełnie nowych. Mam tu na myśli pustynne rajdy na quadach i spiderach, kurs obsługi wielbłąda, palenie sziszy i oglądanie rozgwieżdżonego nieba przez prawdziwy teleskop, nurkowanie i snurkowanie nad rafą koralową, a także jedzenie świeżej guawy, świeżych daktyli i słynnego, egipskiego „fula” (o czym napiszę kiedy indziej). Poza tym jakoś nie mogliśmy się pogodzić z wydatkiem po 130 dolców na osobę za wstawanie przed świtem i oglądanie różowawej mgiełki z lotu ptaka. Za to widok z okna naszej kajuty mieliśmy o świcie nastrojowy:

Gdy balony znikły z firmamentu, pierwsze promienie słońca zaczęły przeglądać się w falach Nilu niczym w metaliczno-błękitnym zwierciadle…

W Kom Ombo wracając na statek ze świątyni widzieliśmy czaplę nadobną biorącą kąpiel świetlną w porannym słońcu…
  
Płynąc z Kom Ombo do Edfu liczyliśmy krowy wypijające Nil. Krowy niepijące, jak te dwie przyjaciółki na obrazku, widziało się niezwykle rzadko.

W Luksorze około południa żagiel feluki przepychającej się w tłoku motorówek jawił się niczym czarne skrzydło nietoperza. Chwila była przejmująca, trochę jakby zaraz miało zgasnąć słońce. Gdzieś w mojej głowie przemówił starożytny kapłan, strasząc końcem świata. Nie chciałam, żeby świat się skończył właśnie w owej chwili – jeszcze nie obejrzałam wtedy Kairu!

A w Kairze około południa, jak zresztą przez cały dzień, nad Nilem rządził smog. Roztapiał kształty, pochłaniał horyzont. Nie mogłam przez niego policzyć minaretów widocznych z Kairskiej Wieży. Próbowałam poczuć jego zapach, ale mój nieczuły nos nie chciał mnie niczego nowego nauczyć.
 
W porze lunchu na nabrzeżu Asuanu lśnił na tle pustynnych gór pewien meczet. Raczej nie jakiś szacowny zabytek, ale wyglądał ozdobnie i bardzo ecru, można powiedzieć - koronkowa robota. W sam raz na ślub.

Popołudniową porą w Luksorze nad nabrzeżem unosiła się mgiełka, w porównaniu z kairskim smogiem zwiewna, jakby różowa. Promienie niskiego już o tej porze roku słońca cięły ją jak noże, wydobywając głębię z rysunku kolumnady luksorskiej świątyni.

I znowu w Luksorze (który ciągle się pojawia w tekście, bowiem spędziliśmy w nim względnie sporo czasu), tym razem przed wieczorem, w obiektyw Nikona wpadł ptak. Kiedy go zidentyfikuję, dam znać. Wygląda na jakieś wyrośnięte pisklę, ale kto go tam wie?

W Asuanie zarumieniona w wieczornym słońcu pustynia, dotknięta warkoczem śladów jakiegoś wędrowca, podeszła nad sam Nil:

Po chwili woda przestała pochłaniać światło. Jej powierzchnia stężała jak zimny metal...

W Luksorze (bo do końca postu będziemy już w Luksorze) bogowie zesłali nad Nil jeden z najwspanialszych zachodów słońca, jakie dane nam było oglądać w całym naszym życiu. Zaczęło się od żółtej, oślepiającej plamy nad horyzontem:
 

Potem niebo zapłonęło ogniem, a łodzie pływały sobie dalej po gładkiej, różowej toni jak gdyby nigdy nic…

Gdy w palenisku nieba przygasło, nad plątaninę palm wyszły czerwone smugi i chłód wziął nas w ramiona…
 
A potem niebo już tylko stygło. Pojawił się dym…


I wreszcie zapadła noc. W Egipcie noc poznaje się po kolorowym oświetleniu meczetów.
     
مرحبا

PS1. Przemawiając mniej górnolotnie, pragnę polecić rejs po Nilu wszystkim: małym i dużym, kościstym i puszystym, nadętym i uśmiechniętym, żółtodziobom i weteranom… Super sprawa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz