piątek, 2 stycznia 2015

Asy w rękawach Bałtyku: Jasmundzki Park Narodowy i Rugia

Trzeci as Bałtyku to kredowe klify z ich przyległościami na niemieckiej wyspie Rugii. Wyspa owa zasługuje na wakacyjne odwiedziny. Nawet przy pochmurnej pogodzie można się tam nałykać zachwytów – chociaż oczywiście nie ma to jak oślepiająca biel klifów jarzących się w słońcu. Nam w sierpniu 2012 trafiła się właśnie gorsza pogoda, lecz pomimo tego pięciodniowy pobyt na wyspie zaliczamy do udanych. Sporo zobaczyliśmy, mieliśmy dużo czasu na wdychanie jodu i jedynym mankamentem było to, iż harmonogram morskich kąpieli skurczył się do pojedynczego epizodu na pożegnanie Rugii. Ale o Rugii jako-takiej napiszę w innych postach. Teraz skupmy się na Bałtyku.

Jasmundzki Park Narodowy - widok z kredowych klifów na morze 

Moim zdaniem największą atrakcją wyspy jest Jasmundzki Park Narodowy, obejmujący 0,5-km szerokości pas wybrzeża klifowego Bałtyku z pierwotnym lasem bukowym porastającym białe, łatwo erodujące skały.

Jasmundzki Park Narodowy - walka przyrody ożywionej z nieożywioną 

Drzewostan parku wydaje się nieco monotonny (buk za bukiem buka pogania), lecz bystre oko ma szansę wypatrzyć przy ścieżkach inne formy życia

Jasmundzki Park Narodowy - życie przy leśnej ścieżce 

Przez las można wędrować kilkanaście kilometrów dosyć wygodnym szlakiem, odbijając co jakiś czas w kierunku punktów widokowych, z których można ustrzelić genialne fotki klifów (aczkolwiek wiele zależy tu od oświetlenia, a więc od pory dnia tudzież pogody).

Jasmundzki Park Narodowy - kredowe klify 

Najbardziej znanym i zdeptanym miejscem parku jest okolica Königsstuhl, 118-metrowej skały, której nazwa oznacza „tron królewski”. Nie sposób jednak wyobrazić sobie tyłek, który by do tego tronu pasował…

Jasmundzki Park Narodowy - skała Königsstuhl (z prawej) 

Inne miejsce „z nazwą” to ciąg klifów Stubbenkammer. Aby osiągnąć pełnię szczęścia, najlepiej iść w jedną stronę górą (czyli lasem)…

Jasmudzki Park Narodowy - szlak brzegiem klifu 

… a w drugą – plażą u stóp klifów.

Jasmundzki Park Narodowy - plaża w okolicy Königsstuhl 

Obie wersje mają swoje uroki. Na górze buczyna tonie w smugach cienia i słońca, upaja wędrowca wilgotnym, morskim powietrzem uwięzionym między pniami drzew. A widoki momentami przyprawiają o zawrót głowy!

Jasmundzki Park Narodowy - kredowe klify Stubbenkammer 

Na dole chrzęszczą pod stopami krzemienie; są trochę jak poronione ptasie jaja w białych cienkich skorupkach z kredy, tyle że chyba znoszone w wielkim stresie, bo nieforemne, pełne guzów i wgłębień.

Jasmundzki Park Narodowy - krzemienie na plaży 

Ludzi spotyka się wszędzie, nie będę oszukiwać. Bezludne plaże istnieją tylko podczas niepogody albo w snach. Ale spokojnie, pod względem wakacyjnej gęstości zaludnienia do Paryża czy Wenecji Rugia się nie umywa.

Co jeszcze ciekawego można zobaczyć na Rugii nad morzem? Moim zdaniem przylądek Arkona (Kap Arkona). Leży na północnym skraju wyspy, już poza parkiem narodowym i śmiało można powiedzieć, że jest jedną z ksiąg historii i kultury Słowian. Zachodniosłowiańskie plemię połabskie, tzw. Ranowie (albo Rugianie), wznieśli tam gród i uwili gniazdo kultu pogańskiego boga Świętowita. W gnieździe działali tzw. żercy, kapłani pogańscy o długich (nigdy nieobcinanych) włosach i w długich szatach, trudniący się układaniem kalendarza świąt, składaniem ofiar na ołtarzu Świętowita oraz swataniem par. (To mi uświadomiło, że śmierciożercy z powieści o Harrym Potterze nie żywili się śmiercią, jak można by sądzić z ich nazwy, lecz jako wzorowani na słowiańskim pogaństwie kapłani, czyli właśnie żercy, składali śmiertelne ofiary ku czci Voldemorta.) Wprawdzie z Rugian tacy Słowianie, co to w obliczu konfliktu zbrojnego przeszli na stronę germańską, a ostatecznie osłabieni i niepomni na dumę swych przodków zostali wasalami Danii, ale przecież dlatego traktujemy ich specjalnie i nazywamy „Słowianami połabskimi”. Nie chcę się jednak rozpisywać na tematy historyczne, bowiem ten post dotyczy ciekawych miejsc nad Bałtykiem, a konkretnie na Rugii. 

Na przylądku Arkona spędziliśmy cały dzień, nie nudząc się ani chwili. Jako nowo przybyli, najpierw grzecznie pokłoniliśmy się drewnianemu Świętowitowi – tak na wszelki wypadek, żeby nas nie chciał niczym pokarać…

Kap Arkona - posąg Świętowita przed grodem Jaromarsburg 

… obejrzeliśmy oryginalny krajobraz zdradzający obecność pod ziemią bunkrów zbudowanych za czasów NRD. Bunkry miały być tajemnicą bloku wschodniego, jednak wskutek przypadku wszystko się wydało i zdjęcia poszły w świat. Jak do tego doszło? Otóż na okoliczność 30-tych urodzin armii NRD wydano album ze zdjęciami, wśród których – do dziś nie wiadomo dlaczego - znajdowała się lotnicza fotka przylądku Arkona. Było na niej widać bunkry. W trzy dni po ukazaniu się albumu wycofano go z rynku i wydano ponownie, już bez newralgicznej fotki. Obecnie stare wydanie z 1985 jest nieomal białym krukiem.

Kap Arkona - wentylatory podziemnych bunkrów byłej armii NRD 

Potem ruszyliśmy na kamienistą plażę przylądka. Po drodze mija się małe dziwowisko: betonowo-ceglane resztki jakiejś budowli zatopionej w morzu…

Kap Arkona - ruinka nieznanego mi pochodzenia w morzu (pewnie fragment bunkrów) 

Na samym przylądku tego dnia wiatr buchał z rozkołysanego morza, walił o głazy narzutowe i straszył młode mewy. Było pięknie, a dzięki nadmorskiej kwitnącej łączce i jaskrawożółtym porostom na kamieniach również kolorowo. 

Kap Arkona - miejsce, gdzie "morze trzy kolory ma" 

Z plaży udaliśmy się do rybackiej wioski Vitt, określanej jako „najbardziej romantyczne miejsce na Rugii”, liczącej sobie prawdopodobnie tysiąc lat i widocznej dopiero z bliska. O tym, by wjechać do niej własnym samochodem, nie ma mowy (na przylądek się w ogóle nie wjeżdża), toteż trzeba było zmusić lekko już zmęczone nogi do rytmicznej pracy. A morze, które dane nam było oglądać po drodze z klifu, miało wspaniały, turkusowo-lazurowy kolor…

Kap Arkona - widok ze ścieżki do wioski Vitt 

Sama wioska Vitt jest sympatyczna, maleńka, kryta strzechą i w sezonie zatłoczona. Poza rustykalną architekturą nie ma tam nic do oglądania, za to można zjeść lunch i zwieńczyć go kawą z ciepłym lub zimnym deserem.

Kap Arkona - rybacka wioska Vitt 

Wraz z setkami innych turystów uraczyliśmy się tam pysznymi „bułami z rybą” oraz sokiem z rokitnika, ciastem z rokitnika i lodami z rokitnika. Rokitnik alias „cytryna północy” z racji wysokiej zawartości witaminy C jest bardzo zdrowy. Nic więc dziwnego, że już w kwadrans po spożyciu poczuliśmy się silniejsi i zdrowsi…

Kap Arkona - rokitnik z bliska, czyli "cytryna północy" 

Według mnie Jasmundzki Park Narodowy i Kap Arkona to dwa nadbałtyckie „obowiązki” każdego turysty. Więcej informacji i zdjęć z Rugii przedstawię w innych postach. A kiedy? Nie wiem… Zaglądajcie!


© oscillatoria

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz