czwartek, 1 stycznia 2015

Noworocznie (2015) - o Egipcie

Zawitał kolejny styczeń…
Dzisiaj sama sobie życzę
Powrócić z Egiptu cało,
oby nic nam się nie stało.

A tak! Za dwa tygodnie lecimy o Egiptu. Wracamy za cztery. Na samodzielną wyprawę byśmy się nie odważyli, zbyt niepewne to czasy. Dlatego wykupiliśmy wycieczkę objazdowo-pobytową. To, mam nadzieję, wzmacnia naszą pozycję w sensie osobistego bezpieczeństwa. Musimy wrócić cało, ponieważ nie jedzie z nami nasz syn – ferie będzie spędzał na zimowisku. Taki był jego wybór. Nie chciał oglądać piramid, świątyń i Nilu, chociaż kiedyś, dawno temu, jako kilkuletni brzdąc o tym śnił. My natomiast zawsze chcieliśmy pooddychać powietrzem kraju faraonów. Egipt długo był moim numerem jeden na liście podróżniczych marzeń. A ponieważ obawiam się, że sytuacja polityczno-społeczna w Egipcie z czasem będzie się komplikować, a nie uspokajać, powiedziałam dużymi literami: TERAZ ALBO NIGDY!

O Egipcie marzyłam od dawna... 

Czy aby na pewno dbamy o nasze bezpieczeństwo? Niestety, nie do końca. Oto w mojej głowie zrodził się szalony plan, by urwać się na dwa, a może nawet trzy dni z wycieczki i z lokalnym biurem turystycznym wyruszyć na Białą i Czarną Pustynię. Czy się to uda – zobaczymy. Organizacja tego wypadu jest w toku. Nie wiemy jeszcze, czy koszta nie przekroczą naszych możliwości, czy nasz polski tour-operator pójdzie na taki układ i czy ktokolwiek obecnie podróżuje w tamtym kierunku (aktualny komunikat dla turystów-indywidualistów, regularnie odświeżany na stronie GOV.UK, nie jest zachęcający). Wiemy natomiast, że oferta objazdu po oazach Zachodniej Pustyni, do której należy Pustynia Biała i Czarna, znikła z afiszy znanego polskiego biura podróży. I że polskie wycieczki trasę pomiędzy wybrzeżem Morza Czerwonego a Kairem pokonują ze względów bezpieczeństwa samolotem, nie pociągiem czy autokarem. 

Innym szalonym pomysłem wydobytym z mojej głowy jest wycieczka z Hurghady do Kolorowego Kanionu, prawosławnego klasztoru Św. Katarzyny i/lub parku narodowego Ras Muhammad z rafą koralową i kanałem namorzynowym. Niestety, są to atrakcje Płw. Synaj, czyli strefy na dzień dzisiejszy praktycznie zakazanej w związku wysokim zagrożeniem atakami terrorystów. Na północną część półwyspu nie wolno podróżować w ogóle. Na południową – tam gdzie znajdują się wymienione przeze mnie atrakcje – tylko w sytuacjach wyższej konieczności. Mogłabym się uprzeć, że jestem właśnie w sytuacji wyższej konieczności (bo przecież TERAZ ALBO NIGDY), ale nie będę się pchać na zmilitaryzowany Synaj po to, by i tak nie zobaczyć kanionu, a uczynić syna sierotą. Wielce jest zatem prawdopodobne, że okolice Sharm-El-Sheikh będę zwiedzać tylko w Internecie. No cóż… jakoś przeżyję! 

A jeżeli uda nam się wrócić z Egiptu, czeka nas jeszcze letnia kanikuła. Dokąd się wybierzemy, jeszcze do końca nie wiadomo, lecz wiele wskazuje na Bawarię z rezydencjami Ludwika Bawarskiego i kawałek Alp austriackich z prawdziwym lodowcem. Dawno nie byliśmy w górach. Gdyby wystarczyło pieniędzy, pojechałabym jeszcze gdzieś na krótką wycieczkę, może do Wilna, albo do Budapesztu. Albo znowu do Maroka! Północne Maroko powinno być na początku lipca do wytrzymania…

Jak widać, noworoczne plany jak zwykle są i nabierają rumieńców. Oby się spełniły!

© oscillatoria

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz