wtorek, 5 lutego 2019

Morawski Kras

SUBIEKTYWNIE: 
Obszar Chronionego Krajobrazu (CHKO) Morawski Kras leży, jak sugeruje nazwa, na Morawach, to jest w "czwartej ćwiartce" Czech. Zważywszy, iż otacza go rozpalona, falująca kraina, w której rodzą się południowe wina o korzennych nutach, Morawski Kras można postrzegać jako wytrawną enklawę cienia i chłodu, płynącego z podziemnego świata stworzonego przez wodę. Największym skarbem owego świata są setki jaskiń z bogatą szatą naciekową i dobrze zachowanymi śladami prehistorii. W tych jaskiniach znajdowaliśmy wytchnienie od sierpniowych upałów i przeżywaliśmy coraz to nowe zachwyty nad artystycznym geniuszem... wody. 


Park ten odwiedziliśmy w swym dotychczasowym życiu dwa razy: w sierpniu 1994 roku (kiedy jeszcze nie mieliśmy dzieci) oraz w sierpniu 2018 roku (kiedy nasz syn nie tylko osiągnął już był pełnoletniość, ale także zdążył już zostać synem marnotrawnym). W sumie odbyliśmy po samym Krasie Morawskim zaledwie trzy wycieczki, których głównym celem było eksplorowanie nieznanych nam jaskiń (co zawsze lubiliśmy robić). 

Za pierwszym razem, prawie ćwierć wieku temu, rzuciliśmy się na Jaskinię Punkwy, o której zasłyszeliśmy od jednej z koleżanek (nie były to jeszcze czasy internetu pod strzechami). Podówczas podróżowaliśmy po Europie autostopem z ogromnymi plecakami i z nimi właśnie załadowaliśmy się na łodzie, którymi odbywał się (i odbywa do dziś) podziemny spływ wodami Punkwy. Spływik wydał się nam wielce atrakcyjny, albowiem nie mieliśmy jeszcze na swoim koncie żadnych doświadczeń tego typu. Podziwialiśmy z otwartymi paszczami szatę naciekową jaskini, lecz największe wrażenie zrobiło na nas wypłynięcie spod skały na światło dzienne. 


Za drugim razem było zupełnie inaczej. Plecaki poszły w odstawkę, a pociągi i autobusy ustąpiły miejsca własnym czterem kółkom. Zwiedzanie jaskiń zaczynaliśmy od parkingów u ich stóp. Były też piesze wycieczki po szlakach z oglądaniem zjawisk krasowych pod gołym niebem - ale nie za dużo, bowiem upał 2018 nie dawał żyć. 


Przekaz tego postu ma być jednoznaczny: jaskinie Morawskiego Krasu są zachwycające. Każda ma w sobie jakąś osobliwość, przez co wszystkie warto odwiedzić - niekoniecznie podczas tego samego pobytu. W Jaskini Punkwy organizowany jest spływ podziemną rzeką. Jaskinia Balcarka powala kolorową, misterną szatą naciekową. Jaskinie Sloupsko-Šošůvskie to dom najbardziej zadziwiającej, przepięknej formacji krasowej o nazwie Świecznik (Svicen), a także świat głębokich, podziemnych rozpadlin tworzących strome przepaści. Na dokładkę cała trasa zwiedzania ma 2 km i jej przejście wraz z wysłuchaniem komentarzy przewodnika zajmuje około 2 h - tak długa wędrówka pod ziemią jest niesamowita i nie do zapomnienia. 

W niektórych z jaskiń urządzono wystawy archeologiczne ukazujące życie ludzi i zwierząt jaskiniowych. Mini-muzeum w Jaskiniach Sloupsko-Šošůvskich ma nowoczesny charakter: można tu obejrzeć film o zimowym polowaniu dawnych ludzi i teatrzyk cieni na skalnej ścianie, a także kości zwierząt, fragmenty pradawnej broni, biżuterii i przedmiotów użytkowych. 

Taaak, mieszkając w Polsce i kręcąc się po państwach ościennych, jaskiń Morawskiego Krasu nie wolno sobie odpuścić. Spacery po szlakach drążących bukowe lasy na wapiennych zboczach krasowych wąwozów to również przyjemna opcja aktywnego wypoczynku. A co już po pracy, na deser? Otóż będąc w okolicy parku warto spróbować lokalnego smakołyku - napoju alkoholowego o nazwie burczak. Pija się go na Morawach i na Słowacji, najlepiej codziennie, w ilości - jak mawiają wytwórcy - równej objętości krwi w żyłach. Francuzi natomiast uważają picie czegoś takiego za wielce niestosowne. 

Co to jest burczak? Jest to coś, co można określić jako "nieopierzone wino", ponieważ powstaje na samym początku fermentacji moszczu z winogron, czyli jest "ćwierćproduktem". Burczak zawiera znacznie więcej cukru niż wino, zdecydowanie mniej alkoholu niż wino (1-7%), a ponadto sporo kwasów owocowych i mnóstwo bąbelków (jest to dwutlenek węgla powstający podczas fermentacji alkoholowej cukru, przeprowadzanej przez drożdże). Prawdziwy burczak zrobiony jest z tegorocznych białych winogron, ma żółty kolor, drożdżowy zapach i może być sprzedawany wyłącznie od 1 sierpnia do 30 listopada. Najlepiej spróbować go w okresie winobrania, we wrześniu lub październiku, no i nie w mieście, nie w sklepie, nie w kawiarni, tylko w prawdziwej, wiejskiej winiarni morawskiej, gdzie piwniczka wyrasta obok piwniczki, a zapach moszczu niesie się z wiatrem nad całą krainą. 


My piliśmy burczak w drugiej połowie sierpnia, po raz pierwszy w wiosce winiarskiej Blatnice pod Svatym Antoninkem. Smakował nam, nie powiem! 


Na Morawy można się śmiało wybrać na tygodniowe (a nawet dłuższe wakacje). Oprócz przyrody Morawskiego Krasu i urokliwych zagłębi winiarstwa serwujących burczak na gości czekają malownicze miasteczka i cieszące oko zabytki. Jest ich tak dużo, że nie ma sensu wyliczać. No i cóż, wszystkich się nie da zobaczyć. Jako doświadczeni "morawiści" możemy polecić kilka morawskich smakołyków: Brno, Kromieryż, Zlin i Křtiny. Resztę musicie odkryć sami. 


OBIEKTYWNIE: 
Obszar Chronionego Krajobrazu (CHKO) Morawski Kras zajmuje powierzchnię 92 km2 i istnieje już ponad 60 lat, tj. od 1956 roku. Przedmiotem ochrony są tu, jak w każdym krasie, zjawiska krasowe. Należą do nich wąwozy, zdobne w rzeźby naciekowe jaskinie i ich zapadliska, leje krasowe, ponory i wywierzyska. Rzeki naniesione na mapę tego rejonu wyglądają ciekawie - nagle się urywają i nagle pojawiają w innym miejscu. 


Kras Morawski jest zasilany w wodę przez niekrasową część Drahanskiej Wierchowiny. Napływająca tu woda wyżłobiła w wapieniach skomplikowane labirynty jaskiń. W północnej części Krasu rzeka Punkwa stworzyła Amatérské Jeskyně - system jaskiń o łącznej długości 35 km, należący do najrozleglejszych w Europie Środkowej. W parku naliczono 1100 jaskiń, z których zaledwie pięć udostępniono do zwiedzania. Są to: Jaskinia Punkwy (Punkevni Jeskyně), Jaskinia Balcarka, Jaskinie Sloupsko- Sošůvskie, Jaskinia Kateřinská oraz Jaskinia Vypustek. 


W niektórych z nich zachowały się ślady dawnego życia w postaci kości zwierząt jaskiniowych i rozmaitych artefaktów związanych z pradawnymi ludźmi. Np. w jaskini Kelna znaleziono ślady neandertalczyka sprzed 120 tysięcy lat, a w jaskini Pekarna wykonane na końskich żebrach rysunki sprzed 11-13 tysięcy lat, przedstawiające konie i bizony. 


Morawy są dosyć gęsto zaludnione i niezbyt urozmaicone krajobrazowo (pola i winnice plus wsie i miasta), jednak z uwagi na rozwinięte winiarstwo należą do popularnych regionów turystycznych, tak więc nie ma sensu szukać tu samotności i dzikiej przyrody. Wyjątkiem - jeżeli chodzi o przyrodę - jest właśnie Morawski Kras, lecz czyni go to atrakcją zatłoczoną, szczególnie w lecie, kiedy to chętni na jego eksplorację muszą włączyć się do walki o bilety wstępu do jaskiń i na niektóre środki transportu w obrębie parku. 


WYPRÓBOWANE SZLAKI i ATRAKCJE: 
Niektóre nawet dwukrotnie...


Jaskinia Punkwy (Punkevni Jeskynĕ). Dla tej atrakcji przyjechaliśmy na Morawy aż z Wenecji, i to autostopem... no, powiedzmy: autostopem z mocnym wsparciem ze strony kolei. Były to inne czasy, więc dotarcie do jaskini możliwe było tylko autobusem i potem trzeba było dymać kilka ładnych kilometrów na piechotę, do wyboru szlakiem albo szosą. Dzisiaj istnieją inne opcje. Pierwsza z nich to eko-ciuchcia ze Skalnego Młyna, gdzie można zostawić samochód na dużym parkingu. W sezonie jest jednak trudno dostać na nią bilety, lepiej pomyśleć o rezerwacji. Druga opcja to kolejka linowa kursująca pomiędzy Przepaścią Macocha a Jaskinią Punkwy (można zostawić samochód w pobliżu Przepaści, zjechać kolejką, zwiedzić jaskinię i wrócić kolejką na górę). Eko-ciuchcia to wydatek rzędu 80 KCS tam i z powrotem, a kolejka linowa 100 KCS w obie strony (dane na rok 2018). Natomiast bilet do jaskini to wydatek 210 KCS od osoby dorosłej (cennik i godziny otwarcia na rok 2019 znajdziecie TUTAJ). Do tego należy doliczyć ewentualne opłaty parkingowe i 40 KCS za nalepkę uprawniającą do robienia zdjęć (uwaga: na łodziach w ogóle nie wolno fotografować). Tak więc rodzinna wycieczka do Jaskini Punkwy jest kosztowna, ale cóż - jest to sztandarowa atrakcja Morawskiego Krasu. Należy też pamiętać, że popularność tego miejsca powoduje, iż nie mając wcześniej zarezerwowanego biletu, w lecie trzeba czekać na wejście nawet kilka godzin, tymczasem jaskinia jest zamykana około 16:00-17:00. Poza tym słyszy się czasem głosy, że jest to atrakcja przereklamowana, a inne jaskinie Morawskiego Krasu robią większe wrażenie. 


Jaskinia Punkwy jest częścią (powiedzmy: odnogą) najrozleglejszego systemu jaskiń w całych Czechach, zwanego Jaskiniami Amatorskimi. Jej zwiedzanie składa się z dwóch części: suchej i mokrej. Część sucha to 700 m wędrówki podziemną trasą w wapiennym świecie stalaktytów, stalagmitów, draperii i innych cudów. 


W trakcie wędrówki wychodzi się na zewnątrz, na dno Przepaści Macocha, gdzie można obejrzeć dwa urodziwe jeziorka i zmierzyć się z ogromem słynnego krasowego urwiska, jeszcze w XX wieku popularnego wśród samobójców. Część mokra to rejs łódką z napędem elektrycznym po 450-metrowym odcinku rzeki, płynącej pod ziemią. W pewnym miejscu trzeba wysiąść z łodzi, by przejść do komnaty skalnej ozdobionej najpiękniejszą w całej jaskini szatą naciekową. Potem wsiada się znowu i wypływa spod skały w pobliżu wejścia do jaskini. 


W naszym odczuciu całość jest ładna, geologicznie ciekawa i godna polecenia. Na temat stosunku atrakcyjności do ceny się nie wypowiadam, bo wskaźnik ten zależy od wcześniejszych doświadczeń osobistych. 

Przepaść Macocha (Propast Macocha). Znajduje się w rezerwacie Wywierzysko Punkvy i jest największą przepaścią środkowej Europy, mierzącą 138 m wysokości i 174 m "średnicy". Powstała wskutek zawalenia się stropu dużej jaskini. Pomimo, iż znana była ludziom od dawna, dopiero w 1723 r. odważył się zejść na jej dno pierwszy człowiek, nota bene mnich. Mnich nie miał do dyspozycji zabezpieczeń, ani szlaków, które służą turystom dziś. Na skraju przepaści umocowane są dwa mostki widokowe z barierkami, Górny i Dolny, oba (a zwłaszcza ten dolny) warte wdepnięcia. 


Mostki są połączone szlakiem. Nasza wycieczka zaczęła się na parkingu niedaleko Górnego Mostka. Zjawiliśmy się tam po południu, a chociaż był to sezon (sierpień), parking był pustawy i aż do końca wędrówki nie spotkaliśmy zbyt wielu ludzi. Szlakiem (a właściwie pękiem szlaków we wszystkich kolorach) zeszliśmy do Dolnego Mostka, a potem zielonym przez las do asfaltówki stanowiącej oś parku, wykorzystywanej przez cyklistów, lecz zamkniętej dla samochodów. Ale bez obaw! Asfaltówka poprowadzona jest dnem doliny Punkwy (tzw. Pustym Żlebem) i daje możliwość wygodnej wędrówki w pięknym otoczeniu. 


Idąc nią w kierunku hotelu i parkingów w Skalnym Młynie przechodzimy najpierw obok dolnej stacji kolejki linowej, potem obok wejścia do Punkevni Jeskyne (i za chwilę obok wylotu rzeki spod ziemi, czyli Wielkiego Wywierzyska Punkwy). Dalej możemy obejrzeć kilka ponorów i mniejszych wywierzysk, czyli miejsc, w których Punkwa znika w skalnych czeluściach podziemi i z nich wypływa. 


Po dojściu do Skalnego Młyna ochotnicy muszą wybrać się po samochód na parking przy Przepaści, oddalony o 4-5 km drogi. Pozostała część grupki może zasiąść na tarasie hotelowym przy zimnym piwie :) 


Jaskinia Balcarka. Reklamowana jako najpiękniejsza w całym parku. Położona na terenie rezerwatu Balcarova Skála - Vintoky, łatwo dostępna samochodem, zachwycająca szatą naciekową i o połowę tańsza niż Królowa (Punkevni Jeskyne). Trasa zwiedzania ma 720 m i przechodzi się ją w godzinę. Wiele rzeźb naciekowych natura stworzyła tutaj z kalcytu - mlecznej, prześwitującej odmiany wapienia, skrzącej się w świetle lamp srebrnymi iskierkami. Wygląda to jak rzeźby z lekko zabarwionego lodu przyprószonego śniegiem. 


Nie brakuje tu dużych sal, w których aż kipi od sopelków zakończonych "diamentami" - kropelkami wody, od wiszących marchewek, gładkich słupków i kolumn o rzeźbionej powierzchni, kamiennych wodospadów, kamiennych perełek... 



Przy jaskini jest bar, ale nie za bardzo jest tam co zjeść. Zupa i frytki kończą się wcześnie, więc trzeba szukać knajpy gdzie indziej albo mieć własną wałówkę. Blisko jaskini biegnie czerwony szlak do Przepaści Macocha (około 2 km marszu pod górę). 

Jaskinie Sloupsko-Šošůvskie. Są częścią wspomnianego już ogromnego systemu Jaskiń Amatorskich i przyciągają turystów monumentalnymi, podziemnymi przepaściami o wysokości blisko 100 m. To największy udostępniony w Czechach turystom fragment podziemnego świata. Aby go zobaczyć, trzeba pojechać do miasteczka Sloup, a właściwie z niego prawie wyjechać, by zaparkować przed wlotem do jaskini. Warto się tu rozejrzeć, gdyż jest nadzwyczaj ładnie. 


Zwiedzający mają do wyboru trasę długą (około 2 km i prawie 2 godziny) i krótką (mniej niż 1 km i ponad 1 godzina). Namawiałabym wszystkich na dłuższą trasę, bowiem w odróżnieniu od tej krótkiej prowadzi ona do Jaskiń Šošůvskich, rzucających na kolana z powodu bogactwa i urody szaty naciekowej. To właśnie w tej części trasy można zobaczyć ikonowy, biały stalagmit wyrastający z lustrzanej tafli podziemnego jeziorka - słynny "Świecznik". Nie do wiary, że jest on dziełem natury, która - jak twierdzą mędrcy - działa na chybił trafił i niczego nie planuje. 


Według nas Jaskinie Šošůvskie są jeszcze piękniejsze niż Jaskinia Balcerka. 




Trasa krótsza (i zarazem początek tej dłuższej) wiedzie przez Jaskinie Sloupskie, z obszernymi komorami i przepaściami tak wysokimi, że od patrzenia w dół kręci się w głowie. Trudno uwierzyć, że nie jesteśmy w górach w nocy, tylko pod ziemią, czy inaczej - we wnętrzu góry. Najbardziej znana jest Przepaść Nagelova o wysokości 90 m. 


W tej części trasy można też obejrzeć zrekonstruowany szkielet niedźwiedzia jaskiniowego (co za potwór!). A koniec wycieczki jest taki sam w obu wariantach: na wystawie archeologicznej z projekcją filmu i teatrzykiem cieni w Jaskinii Kulna. Po wyjściu na światło dzienne zwiedzających czeka 350 m powrotnej przechadzki na parking po górskim zboczu. 


JESZCZE nie WYPRÓBOWANE SZLAKI i ATRAKCJE: 

Jaskinia Katarzynki (Kateřinská jeskyně). Chwalona za piękną szatę naciekową, a chociaż na oko jest skromniejsza niż jej morawskie siostry, chełpi się największą udostępnioną w Czechach turystom podziemną salą o wymiarach w przybliżeniu 100x40x20 metrów. I jak to zwykle bywa w podobnych przypadkach, sala ta ma wspaniałą akustykę i bywa wykorzystywana do grania koncertów. Turyści mogą jedynie "liznąć" owej akustyki, gdyż odtwarzany jest dla nich urywek jednej z oper Verdiego, ale dobre i to! W jaskini rośnie "gaj bambusowy" - rzadka formacja krasowa składająca się z dosyć licznych filarów stalaktytowych. A co ma z tym wszystkim wspólnego jakaś Katarzynka? Zgodnie z podaniem była to mała pastereczka, która zabrnęła w tę okolicę w poszukiwaniu owieczki i zginęła (nie wiadomo w jaki sposób) w tym właśnie miejscu. Dotrzeć do jaskini jest łatwo, wejście do niej znajduje się w Skalnym Młynie, gdzie na właścicieli aut czekają parkingi. Zwiedzanie trwa 40 min, trasa ma długość 600 m. 

Jaskinia Vypustek. Ta jaskinia, znajdująca się nieopodal miejscowości Křtiny (albo nieopodal Babic nad Svitavou), to coś zupełnie innego niż pozostałe. Chociaż tak jak inne okoliczne jaskinie kryła w sobie skarby przyrody nieożywionej i była miejscem bytowania człowieka oraz zwierząt jaskiniowych, zasłynęła nie z walorów geologicznych, archeologicznych czy paleontologicznych, ale ze swej historii, niestety - nienajweselszej. Najbardziej odbiło się na niej to, iż zawłaszczyła ją armia - najpierw, w okresie międzywojennym, czechosłowacka, podczas IIWŚ niemiecka, a po wojnie znów czechosłowacka. Tuż przed wojną Ministerstwo Obrony narodowej urządziło w jaskini skład amunicji. W czasie wojny jaskinię zamieniono na podziemną wytwórnię silników samolotowych. W okresie powojennym socjalistyczne wojsko przerobiło Vypustek - cud przyrody i skarbnicę artefaktów historii - na schron przeciwatomowy, a przy okazji tajny punkt dowodzenia Układu Warszawskiego. Sprawa się "rypła" dopiero na początku nowego milenium. Obecnie 500-metrowa trasa zwiedzania ma charakter głównie historyczny. Do obejrzenia są pomieszczenia schronu z wyposażeniem i powiększone, zniszczone komory skalne, przystosowane do pełnienia funkcji magazynów. W planach jest też wystawa pt. "Jaskinia i człowiek". Niestety, jaskinia jest zamknięta i wejście do niej wymaga trochę starań. Po pierwsze, należy dokonać rezerwacji, telefonicznie (tel. 516 439 111) lub przez internet (vypustek.rezervace@caves.cz) - innej sprzedaży biletów się nie prowadzi. Po drugie, nie ma wejść indywidualnych - zawsze musi uzbierać się grupa minimum 15 osób. Dobra wiadomość jest taka, że tuż przy wejściu znajduje się darmowy parking i bezpłatne WC. 

Jaskinia Bycza Skała (Býčí Skála). Położona 2 km na wschód od Adamova na terenie rezerwatu o tej samej nazwie, należy do drugiego co do wielkości w Czechach systemu jaskiń o łącznej długości 13 km. Badania archeologiczne ujawniły, iż była prawdopodobnie miejscem krwawego kultu, w ramach którego na ołtarzu składano ofiary z kobiet, odrąbując im ręce i głowy. W jaskini znaleziono też kości mężczyzn i zwierząt, naczynia ze zwęglonym ziarnem i kocioł do gotowania na palenisku, w którym tkwiła ludzka czaszka. W związku z tym należy spodziewać się ciekawych, choć makabrycznych opowieści oprowadzającego przewodnika. Inna hipoteza mówi, że w jaskini wymordowano ukrywających się tam ludzi, jeszcze inna - że była miejscem pochówku. Wniosek jest jeden: prawda o tej jaskini jest nieznana. Kolejną ciekawą rzeczą dotyczącą Byczej Skały jest odkryty w niej szkic węglem wykonany ponad 5000 lat temu, w epoce kamiennej. Niestety, na wejście do tej jaskini można czekać bardzo długo, jest bowiem otwierana tylko od wielkiego dzwonu, 2-3 razy do roku. Na razie nie wiemy, jak się tam wkręcić, ale na pewno się dowiemy i wtedy uzupełnimy niniejszy wpis. 

POLECANE LINKI: 
Życzymy udanego wyjazdu! 
Agata i Ryszard Konopińscy

niedziela, 3 lutego 2019

Park Narodowy Szwajcarii Saskiej

SUBIEKTYWNIE: 
Park Narodowy Saskiej (albo Saksońskiej) Szwajcarii, znajdujący się w południowo-wschodnich Niemczech przy granicy czeskiej, to kolejne z najpiękniejszych miejsc w Europie, bliźniak Parku Narodowego Czeska Szwajcaria, w rzeczywistości tworzący z nim jedną całość. Jest to miejsce o niezwykłym krajobrazie, zagospodarowane tak, jak to Niemcy potrafią, tym niemniej z pełnym szacunkiem dla natury. Wspaniałe doznania estetyczne gwarantowane! Nie brakuje też atrakcji dla dzieciaków i rodzin.


Park ten odwiedziliśmy kilkakrotnie i mamy w planach powroty. Jest tu co robić! Nas pociągają najbardziej akcje "z buta" wśród skał i lasów, a możliwości jest tu ku temu mnóstwo i liczba wariantów tras wydaje się nieskończona. Kiedyś trzeba będzie też przeprosić się z cywilizacją (której obecność zaznacza się tu wyraźnie, znacznie silniej niż po czeskiej stronie) i popłynąć statkiem po Łabie czy zrobić sobie romantyczną przejażdżkę pociągiem po Dolinie Sebnitz. 

Ludzkich osad i infrastruktury jest tu więcej niż w parku po drugiej stronie granicy, toteż drogi jezdne, parkingi, szlaki piesze i platformy widokowe mogą się wydawać nieco przeładowane, zwłaszcza podczas letnich wakacji. Ale nie ma co przesadzać: nawet latem da się dostrzec piękno Saskiej Szwajcarii. Wyłaniające się z mgły, odosobnione wulkaniczne stożki, zwieńczone skalnymi koronami, są tak niesamowite, że aż wywołują dreszcze. 


A na szlakach są odcinki biegnące przez lesiste grzbiety i doliny, które wyglądają jak gdyby nigdy nie tknęła ich ludzka stopa. 


Widok z góry na toczącą się pomiędzy wulkanami Łabę wrył się nam w pamięć na zawsze. Kiedy się stoi na brzegu rzeki nad samą wodą, to znaczy kiedy się po prostu jest nad rzeką, nie dostrzega się jej piękna i nie docenia w pełni jej znaczenia w przyrodzie, ani nawet dla człowieka. Ale kiedy patrzy się na rzekę z góry, po krzyżu biegną ciarki. Z lotu ptaka widać, że rzeka skądś przybywa i dokądś dąży. I że żyje, bo wije się jak wąż i lśni niczym lustro. A chociaż zawsze toczy swe wody od gór do morza, to sama wybiera tor, po którym płynie. Fakt, nie jest całkiem wolna, bowiem gdy go już raz wybrała, będzie musiała nim podążać zawsze. Chyba, że do akcji wkroczy człowiek albo jakiś wulkan... Takie to myśli nawiedzały mnie, gdy patrzyłam z góry na Łabę - zaklętą rzekę. 


Szlaki Szwajcarii Saskiej są cudowne nawet wtedy, gdy idzie się po prostu przez las. Lasy tego regionu mają swoje tajemnice, lecz kojarzą się raczej z dobranockowymi bajkami z mchu i paproci niż z przyprawiającymi o dreszcze baśniami braci Grimmów. 




Nie jest to jednak wyłącznie szlakowy "lajcik". Wchodzenie na punkty widokowe wymaga obycia z ekspozycją, a drabinki, poręcze i łańcuchy są tu na porządku dziennym. Myślę jednak, że nie ma co demonizować - ludzie tu masowo nie giną. Tym niemniej można się solidnie zmęczyć, bo gimnastyka jest. 



Sympatyczną cechą Szwajcarii Saksońskiej jest sprzyjanie "psiej turystyce", polegające na umieszczaniu wszędzie tam, gdzie odpoczywają, jedzą i piją ludzie tzw. dog-barów, czyli misek z wodą dla czworonożnych towarzyszy człowieka. 



OBIEKTYWNIE: 
Park Narodowy Saskiej Szwajcarii jest o 10 lat starszy i o 10 km2 większy niż jego czeski brat, powstał bowiem w 1990 roku i obejmuje obszar o powierzchni mniej więcej 90 km2. Niemcy zadbali o dostępność parku dla turystów, uruchamiając sieć komunikacyjną z udziałem rozmaitych środków transportu. Do parku dojeżdżają autobusy dalekobieżne (np. z Drezna) i regionalne (zarówno ze strony niemieckiej, jak i czeskiej), działa też transgraniczna linia kolejowa łącząca niemieckie miejscowości Pirna i Sebnitz z czeskim Dečinem. Cykliści mają do dyspozycji Elberadweg (szlak rowerowy wzdłuż Łaby), a do punktów startowych w parku dowiozą ich specjalne bike-busy, zabierające także rowery. 

Park posiada prężne centrum informacyjno-edukacyjne w Bad Schandau. Oprócz interaktywnych wystaw opowiadających o geologii, faunie, florze i historii parku, centrum organizuje dla osób w różnym wieku wycieczki, pokazy, prelekcje i warsztaty związane tematycznie ze Szwajcarią Saską. Dzieci są mile widziane, a obsługa włada zarówno językiem niemieckim, angielskim, jak i czeskim. Definitywnie jest to miejsce warte odwiedzin. Przy centrum działa kawiarnia i restauracja z regionalnymi (a ostatnio także "ekologicznymi") potrawami. Nie jest ona tania, a w sezonie letnim przeżywa oblężenie, lecz przynajmniej istnieje opcja rozwiązania problemu nagłego głodu. Centrum w Bad Schandau nie jest jedynym miejscem, gdzie można zasięgnąć języka i wciągnąć dzieci w poznawanie regionu. Istnieją też mniejsze, samoobsługowe punkty informacyjno-edukacyjne, m.in. w miejscowościach Amselfallbaude, Schmilka, oraz spory leśny park edukacyjny Waldhusche w Hinterhermsdorf (trzeba się jednak upewnić, czy wszystko to działa poza sezonem).


W terenie dla turystów aktywnych poprowadzono 400 km szlaków pieszych i 50 km szlaków rowerowych. W licznych wyznaczonych miejscach można uprawiać klasyczną wspinaczkę, a dla amatorów żelaza i przygód w skale są tu tzw. via ferraty (Klettersteige) czyli uzbrojone klamrami, łańcuchami i linami szlaki turystyczno-wspinaczkowe. Na piesze wycieczki, szczególnie grupowe, można udać się z przewodnikiem wynajętym odpłatnie w Bad Schandau. Dla wspinaczy z kolei wyznaczono miejsca biwakowe, pozwalające na dłuższy pobyt w naturze. 

To jeszcze nie koniec możliwości. Po Łabie pływają parostatki wycieczkowe, a turyści mają wybór: rejs godzinny, półdniowy czy całodniowy? Przy okazji takiego rejsu można się... ogrzać, bowiem średnia temperatura w dolinie Łaby jest wyższa o dwa stopnie niż w skalnych miasteczkach parku. Co dwie godziny z Bad Schandau wyrusza pociąg oferujący 20-minutową przejażdżkę wśród pięknych krajobrazów, przez liczne mosty i tunele, do Sebnitz, gdzie można zwiedzić fabrykę sztucznych kwiatów. Z Bad Schandau można też pojechać tramwajem pod wodospad Lichtenheiner, który spływa po skałach... co pół godziny! Dzieje się tak dlatego, że otwierana jest sztuczna zapora na maleńkim strumyczku. Nie jest to atrakcja przyrodnicza pierwszej wody, ale drugiej - jak najbardziej :) 

Dodatkową atrakcją, nie umiejscowioną bezpośrednio na terenie parku, ale zawsze z nim łączoną i określaną jako must-see, jest twierdza Kőnigstein, zwana Saksońską Bastylią. Malowniczo położona, z ciekawą historią (w której mieści się epizod polski), stanowi cel dla 700 000 gości rocznie. "Ciało" twierdzy składa się z 50 budynków średniej urody, ale widoki na skalistą okolicę z jej murów są równie ładne, co widok na twierdzę z zewnątrz. 


Historia naturalna parku, jego klimat, flora i fauna są takie same, jak w przypadku Parku Narodowego Czeska Szwajcaria (link). Poza tym w strumieniach żyją tu wydry. 

Symbolem parku jest Most Bastei (Bastei Brűcke) wkomponowany w grupę skalnych baszt na prawym brzegu Łaby. Przyciąga rzesze turystów pięknymi widokami na wijące się koryto Łaby, urokliwy kurort Rathen, wspomniana twierdzę Kőnigstein, no i oczywiście bliższe i dalsze skalne miasta pośród lasów. Na most można dostać się pieszo, wybierając jeden z kilku szlaków, albo podjechać w jego pobliże autobusem z Rathewalde. Bastei Brűcke otacza, niestety, pierścień kawo- i jadłodajni, sklepików z suwenirami i innych przybytków, wśród których należy wymienić letni teatr pod gołym niebem i - o, tempora, o, mores! - czterogwiazdkowy hotel. 


WYPRÓBOWANE SZLAKI: 
Po stronie niemieckiej nigdy nie mieszkaliśmy - zawsze przyjeżdżaliśmy z Czech, przez przejście graniczne Schmilka. Nie przeszkodziło nam to jednak robić całodniowych wędrówek. Wszystkie wycieczki, które zrobiliśmy są godne polecenia. 

Most Bastei (Bastei Brűcke). Miała to być wycieczka niezbyt długa z uwagi na fakt, że samochód zostawiliśmy na płatnym parkingu w Rathewalde. Zrobiliśmy tak dlatego, że był to środek wakacji i na parkingu bliżej mostu kłębiły się dzikie tłumy aut. Z Rathewalde pojechaliśmy pod most autobusem (bilety nie były na szczęście drogie) i odbyliśmy przechadzkę po słynnej, wkomponowanej w skały budowli. Potem posnuliśmy się po punktach widokowych wokół mostu, ukazujących go z zewnątrz. W okolicy widzieliśmy wiele urokliwych baszt skalnych oraz ścieżek, zbiegających pomiędzy nimi w dół. Chętnie byśmy nimi powędrowali mając więcej czasu i lepszą pogodę. Niestety, zaczęło padać, więc grzecznie wróciliśmy autobusem na parking.

Szlak E3. Jest to wielki, transeuropejski szlak pieszy łączący Atlantyk z Morzem Czarnym, przechodzący przez terytoria 12 krajów i mający długość 7500 km. Jego fragment biegnie przez Szwajcarię Saksońską (i Czeską), zahaczając o niejedno skalne miasto i dając urzekające widoki na krainę wulkanów, lasów i skalnych ostańców. Jego odcinkami wędrowaliśmy parę razy, zawsze ze stuprocentową satysfakcją. Wymaga dobrej kondycji z uwagi na liczne pionowe przeszkody, tj. wspinaczkę (a potem zejście) po drabinach i klamrach, umożliwiającą dostanie się na wspaniałe punkty widokowe. 


Szlak Schmilka - Bad Schandau. Jest oznakowany na zielono, ma prawie 11 km i po 535 m deniwelacji w górę i w dół. Uchodzi za średnio trudny. My nie schodziliśmy nim do Bad Schandau, tylko doszliśmy do spotkania ze szlakiem żółtym, którym zawróciliśmy do Schmilki, gdzie złapaliśmy autobus do Czech. Zielony szlak pozwala wielokrotnie zerkać z góry na burą (rzadziej błękitną) wstęgę Łaby. Szliśmy nim prawie 30 lat temu, więc szczegóły zatarły się nam w pamięci, ale przetrwało przekonanie, że wybór tego szlaku to dobra decyzja. 

JESZCZE nie WYPRÓBOWANE SZLAKI i ATRAKCJE: 

Droga Malarzy (Malerweg). Szlak nazwany na cześć mistrzów pędzla, przyjeżdżających w te strony na romantyczne plenery 200 lat temu. Prowadzi przez miejsca znane z obrazów (najsłynniejszy jest chyba "Wędrowiec nad morzem mgły" Friedricha).


Oznakowany jest literą "M" w białym kwadraciku, wystylizowaną na ręcznie malowaną pędzlem. Szlaku nie da się pokonać w jeden dzień, bowiem ma 112 km długości. Podzielony jest na 8 etapów po kilkanaście km z zamysłem, że na każdy etap trzeba przeznaczyć jeden dzień, dając sobie dość czasu na kontemplację widoków, pokonywanie stromych odcinków i wypoczynek. Po każdym etapie można przespać się jedną noc w przyjaznej wędrowcom (i - podobno - ich portfelom) kwaterze. Można też zorganizować sobie odpłatny transport bagażu do następnego etapu, by plecak nie zawadzał w trudniejszych miejscach szlaku, których tu nie brakuje. Plusem jest też obecność jadłodajni przy szlaku, wprawdzie czasem zamykanych zbyt wcześnie, ale dających jakąś możliwość posilenia się ciepłą strawą. Oczywiście nie ma obowiązku przejścia całego Malerweg. Na szlak można wejść i potem z niego zejść w wielu miejscach, a kierunek jego pokonywania jest dowolny. Lokalny transport dowozi turystów na start wszystkich etapów (lub w jego pobliże). Opis poszczególnych etapów w jęz. angielskim można znaleźć np. TUTAJ


Pętle i pętelki widokowe. Niektóre już mamy za sobą, inne wciąż czekają. Propozycje różnych pętli dla wędrowców wraz z parametrami terenowymi i stopniem trudności można przestudiować TUTAJ (tylko po angielsku).

Szwedzkie Dziury (Schwedenlöcher). Tak nazwano wąski, omszony wąwóz, piękny i cienisty, z krótkim szlakiem spacerowym. Wycieczkę można zaplanować na wiele sposobów, mniej lub bardziej lightowo. Na przykład tak: można dojechać własnym autem do Rathewalde i zacząć tam od wodnego młyna (Rathewalder Mühle, przyjemne miejsce). Od młyna trzeba przejść kilometr do wodospadu Amselfall. Wodospad spadający z 10-metrowego progu uczyniono komercyjną atrakcją "wzmacniając" go przez sztuczne spiętrzenie wody przed progiem i otwieranie tamy, gdy turyści wniosą opłatę. Co o tym myślimy, to myślimy (godne Ludwika Bawarskiego zwanego Szalonym), ale gdy się już tamtędy przechodzi, to zobaczyć można, zwłaszcza, że całość jest urodziwą kompozycją paproci, drzew i strug wody. Magnesem dla turystów jest oczywiście knajpa, z tarasu której można podziwiać owo niepospolite zjawisko. Uwaga: wodospad czynny jest tylko od kwietnia do października. 100 m dalej znajduje się wejście do Szwedzkich Dziur, którymi można wspiąć się na punkt widokowy Pavillionaussiht. Widać z niego pięknie słynny most Bastei Brűcke. Potem trzeba zejść tą samą drogą. Jeśli komuś nie chce się jeszcze wracać do domu, może przewędrować około 700 m do wypożyczalni łodzi nad Amselsee. Po tym kiszkowatym jeziorku zaporowym można przepłynąć się łódką ze wzrokiem wbitym w górującą nad lasem formację skalną o nazwie Lokomotywa, która odbija się malowniczo w lustrze wody. Teraz pozostaje już tylko powrót pieszo do Rathewalde, gdzie zostawiliśmy samochód. 

Kirnitzschtalbahn - tramwajem przez park narodowy. Znowu komercyjna atrakcja, ale nie bądźmy tacy sztywni! W końcu to jedyne miejsce w Niemczech (i zapewne na świecie), gdzie można przejechać tramwajem przez park narodowy. Tramwaj pokonuje ładną trasę o długości 8 km wśród formacji skalnych w dolinie rzeki Kirnitzsch i ma pętlę przy wodospadzie Lichtenhainer Wasserfall, o którym wspominałam wcześniej (lecącym co pół godziny po otwarciu zapory). Tramwaj wyjeżdża z Bad Schandau, latem kursuje co pół godziny, zimą co 70 minut. Wagony są zabytkowe, te najstarsze mają prawie 100 lat, lecz uwspółcześniono je, instalując na ich dachach baterie słoneczne. 

Twierdza Kőnigstein. Stanowi jedyny w swoim rodzaju przykład europejskiego kunsztu budowy twierdz i - jak reklamuje się sama - wywiera silne wrażenie na zwiedzającym. Uchodzi za must-see Szwajcarii Saksońskiej. Z pewnością ma interesującą historię, jest monumentalna i wspaniale położona, ale czy rzeczywiście taka piękna? Jednak warto się na nią wybrać dla widoków ze wzgórza zamkowego. Okoliczne parkingi pękają w szwach, dlatego najlepiej dotrzeć do tej atrakcji autobusem 241 (przystanek Am Konigstein - zur Festung), pamiętając wszakże, że trzeba będzie iść od przystanku stromo pod górkę. Zwiedzanie można odbyć z przewodnikiem (jęz. niemiecki, angielski, czeski, rosyjski) lub bez. Czas oprowadzania 60-90 minut, opłata za przewodnika 4 EUR, a za sam wstęp na teren twierdzy 8 EUR (2019). Fajne jest to, że w sklepie z pamiątkami w Starych Koszarach można się zarejestrować, okazując bilet i dowód tożsamości, a potem w przeciągu 7 dni odwiedzić twierdzę ponownie. To taki wentyl bezpieczeństwa na wypadek, gdyby się nie zdążyło zobaczyć wszystkiego. 

Rejs parostatkiem po Łabie. Słyszeliście kiedyś o Białej Flocie Saksońskiej? To największa i prawdopodobnie najstarsza flota parowych statków pasażerskich na świecie, posiadająca 13 jednostek pływających napędzanych kołem. Organizuje ona rejsy w niezliczonych rodzajach i odmianach, długie i krótkie, tematyczne - np. szlakiem pałaców i zamków albo przyrodnicze, z ucztami i imprezami lub z warsztatami fotograficznymi. Z przystani w Bad Schandau można popłynąć m.in. do sympatycznego kurortu Rathen, do miasteczka Pirna z zabytkową starówką, a także dalej, do czarującego architekturą Drezna czy Miśni. Biorąc pod uwagę krajobraz Szwajacarii Saskiej, rejs ten powinien być wart wydanych pieniędzy (na krótszych odcinkach będzie to kilka-kilkanaście euro). 

POLECANE LINKI: 

Życzymy udanego wyjazdu!
Agata i Ryszard Konopińscy

sobota, 2 lutego 2019

Park Narodowy Czeska Szwajcaria

SUBIEKTYWNIE:
Park Narodowy Czeska Szwajcaria, położony w północno-zachodnich Czechach przy granicy niemieckiej to jedno z najpiękniejszych miejsc w Europie, stworzone do jednodniowych wędrówek z małym plecakiem i duuużą kartą SD do aparatu fotograficznego. Tu można spędzić cały dzień w otoczeniu nie naznaczonym zbyt wieloma śladami cywilizacji, wśród dramatycznych krajobrazów, malowniczych skalnych urwisk i lasów, zmieniających kolory wraz z porami roku. Tu w głowie rodzą się nowe myśli, a w duszy świeże uczucia. Coś dla prawdziwych romantyków!


Na szlaki tego parku wracaliśmy już kilkakrotnie i na pewno jeszcze wrócimy. Nie wymagają one wielkiej kondycji fizycznej, aczkolwiek obycie z "dotykiem nagiej skały" i ekspozycją jest wskazane, bowiem zdarzają się miejsca z małymi trudnościami do pokonania, jak również punkty widokowe na skraju urwiska.


Szlaki piesze biegną po zalesionych zboczach gór, wśród buków i sosen o pełzających po niegościnnym podłożu korzeniach, obok skałek o ciekawej fakturze, charakterystycznej dla piaskowców.




Wędrówka w cieniu drzew i skał jest przyjemnością, trzeba jednak pamiętać o zabraniu ze sobą odpowiedniego zapasu wody, gdyż źródełek w parku nie ma co szukać. Zapasy jedzenia, a przynajmniej wysokoenergetyczne przekąski, też się przydadzą. Na szlakach i punktach widokowych, daleko od "ziemskich" spraw, czas płynie szybko i nie wiadomo kiedy mija dzień. A śpieszyć się na obiad nie warto, bo przecież obiad, w odróżnieniu od połabskich piaskowców, mamy zasadniczo na co dzień. (Oczywiście sprawny, zdyscyplinowany piechur wędrujący "z zegarkiem w ręku" zdąży przejść szlak i zjeść obiad o przyzwoitej godzinie, jeśli taka jego wola).


Zgodnie z czeskim prawem w parkach narodowych można zbierać grzyby, więc robiliśmy to, ilekroć nadarzyła się sposobność. Zbieraliśmy tylko przy szlaku, więc plon nie był imponujący, ale trochę sierpniowych prawdziwków i czerwonych koźlarzy udało się ususzyć, a trochę zjeść w postaci sosu ugotowanego w kempingowej kuchni. 


Na wizytę w parku dobra jest właściwie każda pogoda, może z wyjątkiem oberwania chmury albo burzy z piorunami. Ale jesienne chłody i mgły, opary unoszące się ze skał po letnim deszczu czy biała szata zimowa są jak różne kostiumy, które przywdziewają skały i drzewa, za każdym razem wyglądając inaczej i niezmiennie zachwycając.


A po zejściu ze szlaku najlepiej smakuje zimna kofola i lody Misza :)



OBIEKTYWNIE:
Park Narodowy Czeska Szwajcaria jest najmłodszym parkiem narodowym Republiki Czeskiej, który istnieje dopiero od 2000 roku. Jest także obszarem Natura 2000. Wcześniej jego terytorium, obejmujące około 80 km2, było częścią Obszaru Chronionego Krajobrazu Piaskowce Połabskie. Park graniczy z niemieckim Parkiem Narodowym Saskiej Szwajcarii, chroniącym podobne zasoby przyrodnicze i równie atrakcyjnym dla turystów. 

100 milionów lat temu na tym terenie falowało morze. Po jego ustąpieniu gruba na kilkaset metrów warstwa osadzonych na dnie piasków utworzyła skalną płytę - piaskowiec. W wyniku działalności pobliskich wulkanów płyta popękała i została "nadziana" wstawkami ze skał wulkanicznych - bazaltów. Kilkadziesiąt milionów lat erozji tych skał stworzyło mozaikę piaskowcowych murów, wież i iglic, szczelin, wąwozów i dolin, z samotnymi stożkami wygasłych wulkanów. Ważnym czynnikiem rzeźbotwórczym była rzeka Łaba wraz z jej dopływami. Osadnictwa na tych ziemiach prawie nie było, stąd dzisiejszy naturalny krajobraz, wyjątkowo urozmaicony i nie zniszczony przez działalność człowieka. Wysepki lasów pokrywających wierzchołki wzniesień mają pierwotny charakter.

Cechą klimatu typową dla parku jest inwersja polegająca na tym, że masy zimnego powietrza obsuwają się w dół po stokach, więc chłodniej jest w dolinach niż na wierzchołkach gór. Wskutek tego na niedużej wysokości nad poziomem morza występują podgórskie i górskie gatunki flory i fauny, wyżej zaś ich nie ma. W parku można spotkać rysia, żołędnicę, sokoła wędrownego, bociana czarnego, a z rzadkich roślin liczydło górskie, fiołka dwukwiatowego i paproć podrzenia żebrowca. Występują tu także liczne gatunki porostów oraz grzybów.


Ikoną parku jest największy naturalny łuk skalny Europy: Pravčicka Brana (rozpiętość 27 m, wysokość 21 m). Zobaczyć ją można za darmo, jednak najwspanialszy widok na ten cud erozji wymaga wniesienia opłaty w budce (małe kilka euro od osoby) i wejścia na punkt widokowy, uzbrojony tysiącem barierek. Dawniej można było wdrapać się na jej szczyt, usiąść i podziwiać panoramę - nam się to udało, gdy byliśmy tam po raz pierwszy, w 1992 roku. Dziś jest to niemożliwe i słusznie: nikt nie chce, żeby ludzie deptali skarb natury, albo - w bardziej praktycznym podejściu - żeby brama się zawaliła.


Park posiada kilka centrów informacji turystycznej, m.in. w miejscowościach: Krasna Lipa, Hřensko, Jetřichovice. W Domu Czeskiej Szwajcarii w Krasnej Lipie można poznać w sposób interaktywny historię i przyrodę regionu, między innymi pomyszkować po wirtualnym skalnym labiryncie i odbyć wirtualny lot balonem. Miłośnicy podziwiania natury z poziomu wody mogą udać się w rejs łódką do wąwozu rzeki Kamenice. Część głównego, czerwonego szlaku przez teren parku jest przyrodniczą ścieżką dydaktyczną z 12 przystankami. Jednak wewnątrz parku komercyjnych atrakcji i tzw. infrastruktury właściwie nie ma. Do Pravčickej Brany od XIX wieku przytula się kolorowy budynek dawnego pensjonatu dla znamienitych gości jego ówczesnych właścicieli. Obecnie działa w nim małe muzeum oraz restauracja, bardzo przyjemna, jednak stosunkowo droga i raczej bez polotu. 


WYPRÓBOWANE SZLAKI:
Wszystkie warto przejść!

Dziki Wąwóz (Divoka Souteska) i Cichy Wąwóz Edmunda (Ticha/Edmundova Souteska). Trochę pieszo, trochę łodzią. Są różne warianty, np. taki: samochód zostawiamy przy restauracji w Mezni Louka i idziemy na niebieski szlak "Divoka Souteska". Po około 2 km wchodzimy do wąwozu, przełączamy się na żółty szlak i przez kolejne 2 km idziemy wzdłuż rzeki Kamenice do przystani, gdzie musimy wsiąść na łódkę, bowiem szlak pieszy się tu urywa. Rejs trwa 15 min. Następny odcinek (około 3 km) pokonujemy znowu pieszo, by dojść do drugiej przystani, skąd popłyniemy do Wąwozu Edmunda. Rejs trwa około 20 min i obejmuje 1,5 km wąwozu ze sztucznymi niespodziankami (komercyjne atrakcje), lecz pięknego samego w sobie i na pewno wartego całego zachodu. Po opuszczeniu pokładu łodzi idziemy kolejne 2-3 km brzegiem do szosy w Hřensku, skąd możemy wrócić do Mezni Louka lokalną komunikacją. Kto woli wracać z zadyszką, może iść na czerwony szlak (dodatkowe 7-8 km) i obejrzeć po drodze słynną Pravčicką Branę. 

Pravčicka Brana i Gabrielina Stezka. Wędrówkę czerwonym szlakiem można zacząć od małego parkingu przy szosie łączącej Hřensko z Jetřichovicami, w okolicy szczytu Kobyłka. Po krótkim podejściu (około 1 km) jesteśmy przy najsłynniejszej formacji skalnej, Pravčickej Branie. W tym pięknym miejscu nakręcono kilka scen "Opowieści z Narnii". Kto nie ma czasu i/lub ochoty na długą wycieczkę, może wrócić tą samą drogą. Jednak warto pójść dalej czerwonym szlakiem, zwanym na tym odcinku Ścieżką Gabrieli (Gabrielina Stezka). Ścieżka ta uchodzi za jedną z najciekawszych tras Czeskiej Szwajcarii, zarówno z uwagi na liczne punkty widokowe, jak i wytwory skalne, np. Jehly Pravčického Dolu czy Velký Pravčický kužel. Po zejściu do szosy można podjąć decyzję, czy wracamy na parking (szosą), czy też idziemy następnym odcinkiem czerwonego szlaku do Malej Pravcickej Brany i kończymy w Vysokej Lipie.

Mala Pravčicka Brana. Na szlak (oczywiście czerwony) można wejść przy szosie łączącej Hřensko z Jetřichovicami w miejscu, gdzie odchodzi od niej droga do miejscowości Mezna. Ten odcinek szlaku, bardzo przyjemny, ma około 3 km, a jego główne atrakcje to łuk skalny Mala Pravčicka Brana oraz resztki dawnego skalnego zameczku zbójnickiego Saunstein z XIV wieku, do którego wchodzi się po stromych drabinach (acz prawdę mówiąc nie ma tam wiele do oglądania, jedynie widoki na okolicę są śliczne). Do zameczku i Malej Brany można też dojść znacznie szybciej od węzła szlaków w Vysokej Lipie i potem wrócić tą samą drogą.

Jetřichovicke Steny. Czerwonym szlakiem z Vysokej Lipy do Jetřichovic idzie się przyjemnie, z licznymi vyhlidkami (punktami widokowymi), zaliczając szczyt Ostróg (Ostroh, 484 m npm), skalną grupę Kamień Rudolfa (Rudolfův Kamen), skałę Balcerowe Łoże (Balzerovo Leženi) oraz Maryjną Skałę (Mariina Skala) z altaną widokową. Koniec 7-kilometrowej marszruty szlakiem wypada na polanie pod Maryjną Skałą, gdzie znajduje się prosta knajpa, w której można wypić piwo i zjeść ciepłe danie. Powrót do punktu wyjścia wymaga dymania 4-5 km szosą (zależnie od miejsca docelowego). Wariantem krótkim dla chętnych do obejrzenia Jetřichovickich Sten jest wyjście z Jetřichovic szlakiem czerwonym (czyli w odwrotnym kierunku) i powrót szlakiem zielonym przez malownicze łąki. Krótka pętelka to nie więcej niż 4 km. 

Dodatkowym walorem okolicy jest architektura (drewniane domy przysłupowe we wsiach oraz wkomponowanie zabudowań w skały, szczególnie w miejscowości Jetřichovice).



JESZCZE nie WYPRÓBOWANE SZLAKI i ATRAKCJE:

Bartnickie Lodospady (Brtnicke Ledopady) i Lodowa Jaskinia. Atrakcja zimowa na prawym brzegu rzeki Křinicy: skalny nawis cudnie ozdobiony soplami lodu. Dalej, w Dolinie Wilczego Potoku, znajduje się zimowy pomnik przyrody w postaci rzeźb lodowych na skałach. Rzeźby te odtwarzane są co roku i noszą stałe nazwy: Opona, Betlejem, Organy, Wielki Słup. Początek szlaku we wsi Brtniky, długość trasy 7 km. 

Skała Krasnoludków (Trpasliči Skala). Nie jest to atrakcja leżąca stricte na terenie parku. Przy drodze z Rynartic do Jetřichovic stoi masyw skalny, w którym wyciosano Królewnę Śnieżkę i Siedmiu Krasnoludków. Dzieło (lecz bynajmniej nie arcydzieło) zapoczątkował w latach 30. XIX wieku ludowy artysta Eduard Vater, dokończył zaś po 40 latach jego syn, Ernst Vater. Rzeźby są kolorowo pomalowane i odrapane, niezbyt urodziwe, jednak przyciągają rodziny z dzieciakami. Skała jest widoczna z szosy, ale w pobliżu wejścia na ścieżkę do skały nie ma parkingu.

POLECANE LINKI: 
Życzymy udanego wyjazdu! 
Agata i Ryszard Konopińscy